niedziela, 20 marca 2011

Sebastian Cybulski - aktor filmowy, teatralny i telewizyjny. Absolwent PWSFTViT w Łodzi. Odtwórca roli Ksawerego Rybińskiego w serialu " Barwy Szczęścia ". Związany z teatrami Kwadrat, Scena Prezentacje, oraz Teatrem Polskim w Poznaniu.



Mateusz Piszczek : Czy przez grę w serialu "Barwy Szczęścia" nie boisz się zaszufladkowania, o którym coraz częściej się słyszy ??

Sebastian Cybulski : Ależ oczywiście, że się boję zaszufladkowania. Chyba jak każdy aktor wchodzący w tego typu produkcje. Ale takie obawy, to jak dla mnie naturalny system obronny; można powiedzieć, taka walka dobra ze złem (uśmiech). Czyli ja jako aktor z pewnymi ambicjami i wartościami przeciwko komercji i całej tej otoczce. I tak obawiam się cały czas i przyglądam się co mi daje praca w serialu. Z jednej strony, traktuję to jak dalszy rozwój w swojej edukacji. Zaczynając pracę w serialu, nie miałem bladego pojęcia jak to wygląda, na czym polega stała praca w takiej produkcji. To zupełnie co innego, niż epizod czy parę dni na planie. Z drugiej jednak strony, coraz częściej odczuwam wpływ serialu na rzeczywistość; że muszę wyjaśniać, że ja to Sebastian Cybulski grający prawnika w serialu. Póki co, szale się równoważą, czyli jest tyle samo plusów co minusów.
Jednak najbardziej przeraża mnie w całym tym, że tak to ujmę zamieszaniu z serialem, że ludziom się myli fikcja małego ekranu z rzeczywistością. Czasami odnoszę wrażenie, że dla niektórych włączenie telewizora, to tak jakby podglądanie sąsiadów przez dziurkę od klucza. Interpretują to jeden do jednego i taki serial traktowany jest bardzo na poważnie, jak życie. I nie ma już wtedy takich pojęć jak serial czy aktor.
I tego w sumie obawiam się najbardziej. Dlatego też, staram się odrabiać swoje lekcje również w teatrze, żeby móc niektórym chociaż na chwilę pokazać się w innej roli.


M.P : Dla niektórych aktorów teatr jest ich arkadią. A jaki Ty masz do niego stosunek ??

S.C : Górnolotnie to brzmi, ale coś w tym jest, żeby nazywać teatr arkadią dla aktora. Dla mnie teatr to podstawa, to miejsce, które jest najodpowiedniejszym do rozwijania swoich umiejętności. Taki poligon eksperymentalny, na którym poznaje swoje emocjonalne, fizycznie możliwości w wyjątkowych sytuacjach, których nie mogłem doświadczyć osobiście. I miejmy nadzieję, że wielu z nich nie będę musiał poznawać czy też nie będę musiał przez nie przechodzić. W teatrze dzieją się takie rzeczy, o których często bym nawet nie pomyślał. Oczywiście wszystko na potrzeby sztuki. Ale nie tylko traumą żywi się teatr. Gdybym nie scena, nie mógłbym się zetknąć i poczuć na własnej skórze wielkiej literatury, tak jak to ma miejsce na Dużej Scenie Teatru Polskiego w Poznaniu, gdzie w spektaklu "Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakova wcielam się w rolę Korowiowa - psotnika, clowna ze świty Wolanda - Szatana. I kto by pomyślał patrząc na mnie, że mógłbym sprawdzić się w takiej roli? I po to też jest teatr. Żeby przekraczać granice w swoim aktorskim emploi. Kto nie wierzy, niech sam się przekona i sprawdzić i wpadnie na spektakl. I oby jak najwięcej takich eksperymentów przede mną.


M.P : Czego według Ciebie brakuje w polskich filmach ??

S.C : Jeżeli mam być szczery, to w polskich filmach kuleje podstawa, czyli dobry scenariusz. Czasami oglądając jakiś polski film, odnoszę wrażenie, że dobrze się zaczyna. Nie jest źle. Jest pomysł. Akcja się rozkręca, coś zaczyna się dziać, ale po kolejnych 5-10 minutach siada całe napięcie i wszystko po staremu. czyli w rezultacie oglądam kolejną klakę czegoś co już było albo w najlepszym wypadku, oglądam coś co miało w sobie potencjał, ale na drodze pełnej kompromisów film traci swoją świeżość i TO, co mogło by zaskoczyć widza.
Ale wierzę, że w końcu ktoś się odważy wyjść przed szereg i zaserwuje coś, co na zachodzie jest już czymś codziennym, ale w Polsce będzie czymś nowym. Skoro mamy operatorów cenionych na całym świecie, z reżyserami też jest nie najgorzej, to teraz pora na poważne podejście do kwestii scenariuszy! I wtedy może rzadziej będę słyszał w kinie: "O matko, kolejny polski film. Nie, nie idziemy". Chyba już czas i pora odbudować zaufanie wśród polskiej publiczności, bo tych którzy chętnie chodzą do kina na polskie produkcje jest coraz mniej. Niestety.



M.P : Co jest dla Ciebie w życiu priorytetem ??

S.C : "Wszystko ma swoje priorytety, niestety. wszystko ma swoje wady, zalety (.)".
To słowa piosenki Paktofoniki. Jakoś tak same nasunęły mi się zastanawiając się nad odpowiedzią. (uśmiech) Coś w tym jest.
Priorytet to takie priorytatywne słowo, które coś mi narzuca, wyznacza. Z drugiej jednak strony, bez priorytetów bym się pogubił. To one często stawiają sprawę jasno, do czego powinienem dążyć.
I tak marzenia są dla mnie jednym z głównych priorytetów. Nie zawsze jest łatwo, ale ile w tym przyjemności idąc w danym kierunku, realizując swoje priorytety właśnie, marzenia.
Do tego Rodzina, szczęście - dla mnie, też są niebywale ważnymi wartościami.



M.P : Ubiegłe święto czternasty lutego jest dla niektórych dniem zakochanych, a dla innych czystą komercją. Którą opcję Ty wybierasz ??

S.C : Ja wychodzę z założenia, że Dzień Zakochanych dla tych naprawdę zakochanych nie ma daty. To bez znaczenia czy dasz czy dostaniesz kwiaty 14 lutego czy 27 kwietnia. Ważne jest, żeby umieć wyrazić swoje uczucia i nie bać się ich konsekwencji. Nie chcę ganić tych, którzy 14 lutego biegają z kwiatami, cali w plastikowych serduszkach. Jeżeli ma to pomóc w budowaniu wspólnych relacji, to jestem za. Z drugiej jednak strony, należy zachować umiar i zdrowy dystans do tego, czym nas atakują reklamy, media itd. w ten dzień. Wszystko jest dla ludzi. ale z umiarem właśnie.

czwartek, 17 marca 2011

Paulina Holtz - aktorka teatralna i filmowa. Zwiazana z teatrem Powszechnym im. Zygmunta Hübnera. Znana z roli Agnieszki Lubicz w serialu " Klan ". Autorka książki " Luśka na Planecie Dziecko. Nieporadnik Świadomego Rodzica ".


Mateusz Piszczek : Jeden z moich ulubionych prozaików Oscar Wilde powiedział kiedyś, że „Szczęście jest podróżą. Nie jej celem”. Czy jesteś szczęśliwa ??

Paulina Holtz : Jeżeli uznać, że szczęście jest podrożą to jak najbardziej! Każdego dnia staram się realizować nie tylko codzienne zadania, ale robić też krok do przodu. Nie znoszę stagnacji. Jestem w ciągłym ruchu i to, niewątpliwie, daje mi szczęście. Każdy nowy projekt, nowa sztuka, nowe zadanie, nakręcają mnie do działania. Jestem już na takim etapie, ze staram się nie angażować w sprawy, które nie dość, że nie przyczyniają się do mojego rozwoju, to jeszcze nie pomagają np. potrzebującym. Oczywiście zupełnie odrębnym tematem jest zarabianie pieniędzy, który, jak to bywa w moim zawodzie, nie zawsze wygląda tak jak by się tego chciało. Ale cóż. Na szczęście mam teatr, który jest dla mnie nieustającym źródłem zawodowych wyzwań i satysfakcji.

M.P : Utożsamiłaś się kiedyś z któraś ze swoich ról ??

P.H : Nie. Każda z moich ról jest wypełniona moja wrażliwością i, po części doświadczeniami, ale staram się jednak, żeby to role "przyklejały się" do mnie, a nie ja do ról. Inaczej można się zupełnie odkleić .. od rzeczywistości.

M.P : Czy można być dobrym aktorem nie kończąc szkoły teatralnej ??

P.H : Oczywiście ! Szkoła uczy warsztatu, głównie teatralnego. Jeżeli mówimy o Polsce. Na świecie ten temat w ogóle nie istnieje. Niewielu aktorów kończy tam jakiekolwiek akademie czy szkoły. U nas jest wielu aktorów bez szkoły, którzy świetnie sobie radzą i są znacznie lepsi niż Ci, którzy Szkoły Teatralne pokończyli. Nie ma reguły. Ale niewątpliwie, jeżeli chcemy nasze życie zawodowe wiązać nie tylko z kinem czy tv, ale także z teatrem, powinniśmy dążyć do ukończenia Szkoły czy Akademii Teatralnej.

M.P : Grasz w serialu, oraz w teatrze. Często ogarnia Cię wyczerpanie zawodowe ??

P.H : Nigdy. Czasem choruję, ale rzadko. Na szczęście mam taka strukturę, ze im szybciej biegnę tym więcej mam siły. Mimo to uczę się odpoczywać i właśnie wybieram się na kilka dni do "sanatorium ".

M.P : Ciężko jest połączyć karierę zawodową z macierzyństwem. Tobie jednak to się udaje. Jak to robisz ??

P.H : Myślę, ze podstawą jest dobra organizacja. Ale to oczywiście emocjonalnie nie jest proste. Wychodzę jednak z założenia, że wolę, żeby dziewczyny miały taki wzorzec kobiety, niż sfrustrowaną, nieszczęśliwą mamę. Bo ja bez pracy byłabym nieszczęśliwa. Jak tylko mam czas- staram się go poświęcać w całości dziewczynkom. Czasem, zamiast je posłać do przedszkola, spędzam z nimi dzień, bo akurat mam wolne. Myślę, że na razie dajemy rade.

M.P : " Luśka na planecie dziecko " to książka dla... ??

P.H : Tak jak w podtytule- to niePoradnik świadomego rodzica. Czyli dla wszystkich tych, którzy nie mają ochoty czerpać ślepo z wiedzy poradnikowej, ale chcą poszerzyć horyzonty, dowiedzieć się czegoś o rodzicielstwie z perspektywy np. Reni Jusis czy Beaty Tyszkiewicz. Stworzony dla mam spodziewających się dziecka, ale i dla ojców. Może nie wszystko, ale kilka rozdziałów mogliby przeczytać :). W planach kolejne części książeczki o Luśce i jej przygodach z macierzyństwem.. Zapraszam na facebooka. Luśka Mamuśka informuje o wszystkich swoich działaniach na bieżąco.

środa, 23 lutego 2011

Emilia Komarnicka - aktorka filmowa i teatralna. Absolwentka PWSFTviT w Łodzi. Znana z roli Agaty Woźnickiej w serialu " Na dobre i na złe ", oraz Ani − asystentki szefa Karola (Piotr Adamczyk) w filmie "Och Karol 2".


Mateusz Piszczek : Aktualnie możemy podziwiać Cię w kinowym hicie 'Och, Karol 2". Jak się czułaś na planie wśród tzw. topowych polskich aktorów ??

Emilia Komarnicka : Nie bardzo wiem, jak mogłabym odpowiedzieć na to pytanie. Byli i topowi, i tacy mniej topowi i Ci, którzy by się pewnie obrazili, gdybyś chciał ich tak nazwać. Zależy co i dla kogo jest topem. Ale na planie czułam się świetnie.

M.P : Czy pamiętasz swoje pierwsze chwile na deskach teatru ?? Jakie uczucia Ci wtedy towarzyszyły ??

E.K : Pamiętam te chwile doskonale. Działo się to w Teatrze Jaracza w Łodzi, jeszcze na III roku studiów. Za kulisami czułam paraliżujący stres, a na scenie niesamowitą ulgę i przyjemność. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to tak działa, że towarzyszą temu wydarzeniu takie emocje.

M.P : Żyjesz zgodnie z wcześnie ustalonym planem czy podchodzisz do życia raczej spontanicznie ??

E.K : W zawodzie, którego się podjęłam, nie da się niczego zaplanować. Czasami, jak każdy z nas próbuję pomóc szczęściu, jednakże zazwyczaj staram się zrozumieć i cieszyć tym co dostaję.

M.P : Jaki film mogłabyś określić 'ponadczasowym' ??

E.K : Lecą Żurawie, Pieskie Popołudnie, Powrót, Wygnanie, Wierny Ogrodnik, Na skróty, filmy Bergmana, Kieślowskiego, mogłabym tak jeszcze długo... Każdy z nich opowiada inną, ale właśnie tą ponadczasową historię.

M.P : Jak wyobrażasz sobie swoje życie zawodowe za 10 lat ??

E.K : Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ponieważ żyję dniem dzisiejszym. Jedyne czego jestem pewna to fakt, że chciałabym się czuć spełniona.

niedziela, 13 lutego 2011

Gracja Niedźwiedź – aktorka i fotomodelka. Absolwentka PWST w Krakowie. Znana z roli Kasi w serialu „Majka”.


Mateusz Piszczek : Widziałem Cię w przedstawieniu Teatru Nowego, „ Filozofia w buduarze ”, świetna sztuka. Co daje Ci więcej radości gra w teatrze, czy na planie filmowym ??

Gracja Niedźwiedź : W obecnym czasie nie mogę jednoznacznie stwierdzić ,co daje większą satysfakcję.  Jedno i drugie jest dla mnie fascynujące .W teatrze wspaniałe jest to, że możesz na żywo przekazywać swoją energię widzom i otrzymywać ją z powrotem. Dużo zależy od aury, którą ma się danego dnia. Nie ma większej radości niż oklaski po udanym spektaklu. Natomiast w filmie możesz wielokrotnie powtarzać kwestie, jeśli nie jesteś z siebie zadowolony lub coś przez przypadek pomyliłeś. Poznajesz nowe miejsca ,możesz spróbować rzeczy, których nigdy dotąd nie robiłeś, twoje emocje kierujesz bardziej „do wewnątrz”. Nie ma nic piękniejszego niż magia kina i teatru. Na razie jestem na etapie fascynacji jednym i drugim. Pewnie po jakimś czasie będę umiała wybrać, które z nich sprawia mi więcej przyjemności.

M.P : Jak przechodziłaś w młodości okres „ burzy i naporu ” ??
G.N : Okres buntu młodzieńczego?  Przeżyłam, z resztą chyba jak większość z nas. Najfajniejsze w nim  jest to, że myślisz, że w tym czasie możesz dosłownie wszystko, i że zawsze masz racje ( co mija się z prawdą ) .Zdecydowanie to moje najbardziej zwariowane lata.

M.P : Często ryzykujesz w życiu ??
G.N : Często. Gdybym nie ryzykowała, na pewno nie byłabym w tym punkcie życia, w którym teraz się znajduję. Ryzykując możesz wiele zyskać, ale nie należy zapominać, że tym samym można wiele stracić. Jak to mówią-„ ryzyk fizyk”.
 
M.P : Masz poczucie, że wciąż rozwijasz się aktorsko ??
G.N : Oczywiście. Aktor rozwija swoje umiejętności przez całe życie. Moim zdaniem to taki wieczny obserwator. Osobiście staram się jak najwięcej podpatrywać, analizować i przede wszystkim czerpać z tego to co najlepsze.
M.P : Istnieje Twój ideał mężczyzny ??
G.N : Pewnie, że istnieje, ale nie zdradzę szczegółów. Mogę jedynie powiedzieć, że od ideałów zdecydowanie wolę tych "mniej idealnych". 

czwartek, 10 lutego 2011

Beata Tadla – prezenterka Faktów w TVN, serwisu informacyjnego w TVN24 oraz lektorka kanału Discovery Channel. Autorka książki "Pokolenie 89 czyli dzieci PRL-u w wolnej Polsce". Jest również ambasadorką akcji 'Bądź świadomym dawcą narządów'.

Mateusz Piszczek :  Czy wciąż uważa Pani 10 kwietnia 2010r. za najtrudniejszy dzień w Pani karierze zawodowej ??

Beata Tadla : Od tamtego momentu minie niebawem rok. Nic się nie zmieniło. To był straszny dyżur. Mówienie "na żywo" o śmierci tylu znajomych osób nie jest łatwe. Znacznie prościej opowiadać o anonimowych ofiarach, choć oczywiście śmierć każdego człowieka nie jest wrażliwym ludziom obojętna. Do takich się zaliczam- wrażliwych. Mimo, że dziennikarze powinni mieć pancerz, skorupę- moja jest trochę cieńsza. Katastrofą smoleńską jesteśmy i już zawsze będziemy naznaczeni wszyscy. Od tego nie da się uciec. Mam nadzieję, ze tamtych doświadczeń nie będę musiała wykorzystywać przy żadnej okazji. Ani teoria na studiach ani zawodowa praktyka nie jest w stanie na takie doświadczenie przygotować.

M.P : Stała się Pani pierwszą ambasadorką akcji 'Bądź świadomym dawcą narządów'.  Co chciałaby Pani przez to uświadomić innym ludziom ??

B.T :  Jest jeszcze wiele do zrobienia w tym zakresie. Jeśli nie będziemy edukować, informować, mówić o problemie- do nikogo to przesłanie nie dotrze. Dać kawałek siebie to największy dar, jaki człowiek może zapewnić drugiemu człowiekowi. Chcę tylko uświadomić, że decyzja zapisania się do banku szpiku musi być decyzją świadomą, bo ona jest na całe życie.

M.P : Mimo mojego zaangażowania nie zdołałem nigdzie znaleźć ani jednej złej opinii na Pani temat.  Jak to jest, że o Beacie Tadli słyszy się jedynie : profesjonalistka, ciepła kobieta, 'super babka' ??

B.T : Oj. To słabo Pan szukał! Na pewno coś się znajdzie! Choćby ostatnio- jakie to mam brzydkie nogi i jaką tendencję do tycia. Na szczęście nie przejmuję się głupimi opiniami na temat wyglądu. Nie mam wpływu na to, jak prezentują się moje nogi. Nauczyłam się już dawno, ze sytuacjami, na które nie mam wpływu- po prostu się nie przejmuję. To pomaga zachować wewnętrzny spokój i ogólny optymizm. Oczywiście opinie pozytywne bardzo mnie cieszą. Wtedy wiem, że to, co robię ma sens.

M.P : Czy przekonanie, że każdy człowiek ma w swoim życiu do spełnienia pewną misję, jest Pani bliskie ??

B.T : Oczywiście. Każdy powinien zostawić po sobie ślad. W zawodzie dziennikarza trzeba sobie zdawać sprawę z odpowiedzialności, jaka na nas ciąży. Za każde wypowiedziane słowo, każdy gest. Informacjami, które przekazujemy wpływamy na życie ludzi. Czasem ich zasmucamy, czasem cieszymy, czasem wywołujemy inne emocje. Praca dla człowieka jest misją. Nie możemy nastawić się na to, że dziennikarstwo- szczególnie telewizyjne- to szybki splendor, błyskawiczna kariera. Nie. To ciężka praca, mocno wymagająca i angażująca emocjonalnie. Ale jeśli swoim działaniem wywołam uśmiech choć na jednej twarzy- to wiem, że warto to robić. Jakkolwiek banalnie to brzmi...

M.P : Dlaczego akurat zawód - dziennikarz ??

B.T : Na początku przypadek- marzyłam o aktorstwie.  Teraz misja, pasja, zaangażowanie.  Świadomość, że dzięki temu, co robię mogę komuś pomóc dodaje mi energii.  Kocham ten zawód i bardzo chcę, by miał wysoką pozycję, by tabloidy nie zdewaluowały dziennikarstwa, by ta profesja była szanowana, a nie opluwana.

środa, 9 lutego 2011

Kamil Nosel - prezenter radiowy, producent programów, wykładowca akademicki. Obdarzona wyśmienitym poczuciem humoru. Codziennie w Radiu Złote Przeboje „wkręca” niczego nieświadomych rozmówców w zadziwiające sytuacje.

Mateusz Piszczek : Byłeś wykładowcą w Dolnośląskiej Szkole Wyższej, co daje więcej satysfakcji praca w radiu, czy praca ze studentami ??

Kamil Nosel : Ogromną satysfakcję sprawiają mi wszelkie spotkania z ludźmi, uwielbiam
słuchać ich historii.
Praca ze studentami dała mi wiele radosnych momentów. Zwłaszcza, gdy
prowadziłem zajęcia z tzw: VoiceTrack-u, czyli audycji nagrywanych i
rozszczepiania sygnału radiowego.
Czułem się na tych zajęciach jak czarodziej, który pokazuje coś
intrygującego, a zarazem naturalnego i po chwili odkrywa karty,
przedstawiając tą prawdziwą stronę. Ujawniając kulisy sztuczki.
Jednym słowem ukazała się magia radia.
Przyznam, że praca w radiu sprawia, iż każdy dzień wygląda, inaczej.
Już od rana natłok informacji, tempo, adrenalina. Tu ciągle można
 nauczyć się czegoś nowego. Ciągle patrzeć przed siebie i gonić
uciekającego króliczka (konkurencje). Radio codziennie stymuluje
kreatywność, codziennie warto czymś zaskoczyć słuchacza.
Radio, to moja pasja.


M.P : Skąd się czerpie pomysły do takiego programu jak " Niezły Numer " ??

K.N : Są dwie odpowiedzi na, to pytanie.
Słuchacze po drugiej stronie radia twierdzą, że pomysłowi są
zlecający (osoby, które chcą wkręcić), a ja tylko realizuję ich
pomysły.
Druga prawda jest taka, że to ja wymyślam całą sytuację (scenariusz
wkrętu), a potem ją realizuje.
Łącząc dwie prawdy dochodzimy do mixu prawd.
Słuchacze podpowiadają mi pewien szczegół z życia „ofiary”, a ja
staram się wymyślić abstrakcyjną (ale realną) historię w którą
można wkręcić „ofiarę”.
Pomysły na historyjki w które ludzie są wkręcani biorą się z życia.
Określam sobie jakiś wątek np.: Pani Kasia czeka na nowe okna.
Co się może wydarzyć z oknami, aby Pani Kasia uwierzyła, a
jednocześnie temat był abstrakcyjny i ciekawy ?
- stłuczone szyby. Nie, to banał!
- ma więcej zapłacić za okna. Nie, to takie oczywiste ze Pani Kasia
odpowie NIE
- a może polecieć w niezdarnych pracowników ?
- Pan Marian, gdy sklejał Pani Kasi okna, to miał przerwę śniadaniową,
a że był na kacu, to przez przypadek zostawił swoją bułkę między
szybami okna! I teraz Pani Kasia musi mieć okno z bułką.
Pomysły, to codzienna obserwacja ludzkich zachowań, problemów,
kłopotów, smutków i radości.


M.P : Kto potrafi najlepiej "wkręcić " Ty, Wojewódzki i Figurski, a może
Janusz Weiss ??

K.N : Zasadniczo o konkurencji źle nie mówię, a o sobie, to ze skromności
wcale.
Wiec odpowiem czym się różnimy.
Wojewódzki i Figurski wypracowali sobie łatkę kontrowersyjnych Panów.
Ich wkręty niekiedy są absurdalne i z podtekstem polityczno -
show-biznesowym.
Janusz Weiss już chyba nie robi wkrętów. On teraz rozwiązuje trudne
tematy słuchaczy. On nie dzwoni, jako hydraulik, nauczyciel, czy
sprzedawca.
Moje wkręty dotyczą lub opierają się o rzeczywistość, która jest
zaplanowana i, choć trochę realna. Ja wchodzę z butami w życie
„ofiary” i staram się trochę, to popsuć. A wszystko, to na zlecenie,
znajomego, mamy, taty, siostry, czy brata.

M.P : Dobry żart to ??

K.N : To żart dwuznaczny, inteligentny i maksymalnie krótki.
Człowiek nie potrafi się skupić na złożonej historii (ja tak mam).
Dobry żart, to taki, który usłyszysz w przelocie, a potem opowiesz przy
piwie i na dodatek go nie spalisz A Twoi znajomi powiedzą „Kamil co Ty
wciągasz ? bo nieźle poniewiera”

M.P : Największa antenowa wpadka ??

K.N : Wpadka związana była z akcją na Śląsku, gdy zawaliła się hala MTK.
Wtedy zajmowałem się montowaniem, wpuszczaniem i obrabianiem reporterów
na antenę.
Pech chciał, ze, gdy nagrywałem reportera, to nie skasowałem rozmowy po
zakończonej reporterskiej relacji. Wpuściłem, to na antenę.
Prezenter zapowiedział i wypuścił przygotowanego przeze mnie reportera,
gdy relacja już się kończyła, prezenter zaniemówił, gdy usłyszał
mój głos ... „Kozik dzięki jesteś boski”.

M.P : Jakie jest motto życiowe Kamila Nosela ??

K.N : Nie będzie, to książkowe motto. Wyznaję zasadę: „Do przodu z
pozytywnymi ludźmi i uśmiechem na twarzy ;-)”

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Maciej Zakliczyński – teatrolog, dyplomowany nauczyciel tańca towarzyskiego oraz redaktor naczelny „ Place for Dance ”. Tworzył fantastyczne choreografie w programach „ You Can Dance ” i „ Taniec z Gwiazdami ”. Tylko dla Was opowiada o „ Modzie na taniec ” i nowym filmie Darrena Aronofsky’ego.

Mateusz Piszczek : Oglądałeś nominowanego do Oscara „ Czarnego Łabędzia ” ?? Czy dążenie do ideału i żelazna dyscyplina to chleb powszedni w szkołach baletowych ??

Maciej Zakliczyński : Oglądałem film Aronofsky'ego. Dążenie do ideału i żelazna dyscyplina to chleb powszedni w każdej dyscyplinie sportu, jaką jest również taniec towarzyski turniejowy. W szkole baletowej najpierw uczy się dyscypliny, a potem następuje rywalizacja o to, kto będzie primus inter pares, najlepszy wśród równych. Pragnienie stania się najlepszym przy ogromnej konkurencji może doprowadzić do utraty równowagi psychicznej, nie tylko w zespole baletowym, ale wszędzie. W tańcu towarzyskim, w codziennej pracy, w życiu.

M.P : Czym spowodowany jest tzw. boom na taniec ?? Przyczyniły się do tego „ Taniec z Gwiazdami ” oraz „ You Can Dance ” ??

M.Z : ."Moda na taniec" to pojęcie, które pojawiło się, kiedy o tańcu zaczęło się mówić publicznie i często - głównie w wyniku ogromnej popularności jaką zdobyły programy takie jak TZG czy YCD. Ludzie tańczą odkąd można mówić o cywilizacji. To cecha ludzka, nie moda. Moda powoduje, że trzeba być bardziej na czasie z nowościami, ale może także dzięki niej łatwiej uznać taniec za umiejętność równie męską co kopanie piłki. Może teraz do szkół tańca uczęszcza więcej ludzi, chociażby dlatego, aby poznać temat, o którym częściej się mówi w mediach. Ci, dla których taniec jest sposobem na życie, bądź ich wiernym towarzyszem na co dzień, nie baczą na to, czy w tv jest kolejna edycja programu.

M.P : Jaka z tanecznych technik jest Twoją ulubioną i dlaczego ??

M.Z : Jestem wychowany i wykształcony w technice tańców standardowych i latynoamerykańskich. Obowiązkowymi dla mnie były też podstawy tańca klasycznego, jazzu, a dodatkowo niezbędna była mi również znajomość innych technik niezbędnych do poruszania się, czy też nauczania innych. Najbliższe są mi jednak tance standardowe, walce, slow foxtroty i quickstepy. Lubię swobodę w tańcu, elegancję i styl, niewymagające zadęcia, czy też przekazu wielkich wartości. Taniec nie musi być manifestem. Wystarczy, że będzie przyjemnością.

M.P : Jesteś redaktorem naczelnym dwumiesięcznika Place for Dance, ciężko jest tancerzowi stać się dziennikarzem ??

M.Z : Magazyn opisuje to, co jest mi bliskie. Jestem magistrem teatrologii, zamierzałem zrobić doktorat z literatury. Popełniłem w swoim życiu wiele recenzji i artykułów. Pisanie nie jest mi obce i daje mi wiele radości. Tematy, które poruszam, są zawsze interesujące również dla mnie. Mam zaplecze, aby czytać, pisać, wyciągać wysublimowane wnioski, więc nie jest to trudne. Funkcja redaktora naczelnego to ciągłe dokonywanie wyborów, które wiąże się z większymi trudnościami niż dziennikarski warsztat, który często bywa przekleństwem, odbierając polot i świeże spojrzenie tym, którzy popadli w rutynę.

M.P : Czego życzyć Ci w Nowym Roku ??

M.Z : W Nowym Roku sam zwykle życzę sobie zdrowia, bo bez niego nic dobrego nie może się zdarzyć. Spostrzegawczości, aby widzieć szczęście nawet w najdrobniejszych przedmiotach i najkrótszych chwilach. A przede wszystkim życzliwych ludzi, którzy docenią ciężką pracę, jaką wykonuje moja kochana redakcja Place for Dance.